










Miało być 15°C, ale było trochę cieplej - pozytyw, zwłaszcza dla dzisiejszych maratończyków, których nie zniechęciła chmura o wielkości całej Warszawy. Począwszy od ronda Charles de Gaulle w kierunku Krakowskiego, Nowy Świat delikatnie mówiąc lekko opustoszały, sklepy jakby są martwe, restauracje i kawiarnie zapełnione może do 1/3 a może do 1/4. Szedłem tak patrząc na mijanych ludzi w poszukiwaniu czegoś ciekawego w ich twarzach, mimo weekendu nie wiele zobaczyłem, większość jakby w letargu. Więc szedłem dalej i dalej, aż wreszcie stop, pasy i światła rzeka Styks – koniec Nowego Światu i jakby totalna przemiana, ożywienie, bardziej kolorowo, muzyka, śmiechy i tak przez całe Krakowskie, Plac Zamkowy i Starówkę, zawróciłem na Barbakanie – znowu to samo wrażenie...