



Na warszawskich ulicach deszcz i porywisty wiatr. Odnotowuję zmiany w otoczeniu i podążam za nimi. Dekoduję wszędobylski ruch i zastygnięty jego bez. Bo czy nic jest niczym tylko dlatego, że jest niebytem czegoś. W konsekwencji może spokojnie trwać nic i nikomu nic do tego. Wróciłem do jedzenia roślinnego i czuję się przez to mniej ludzko, albo mniej ludzki. Mniej drapieżny, bardziej wintegrowany w świat zewnętrzny. Aktualnie przypominam florę; odpuściły wewnętrzne niepokoje, przełączyłem się na tryb symultaniczno-sensoryczny - trochę jak drzewa w lesie pierwotnym Peter'a Wohlleben'a. Może łatwiej odstawiać mięsko okresowo, gdy temperatura nie schodzi z plusa.